Przed "Kuchennymi Rewolucjami" restauracja "El Mundo" nie była zbyt popularna wśród mieszkańców Gdańska. Właściciele postanowili poprosić o pomoc Magdę Gessler. Restauratorka zmieniła nazwę na "Pod Cielakiem", a do menu wprowadziła cielęcinę. O skutkach udziału w programie opowiadają właściciele.
Zuzanna Płończak: Jak z perspektywy czasu oceniacie Państwo swoją restaurację sprzed rewolucji?
Marek Zembrzycki: Najważniejsze zmiany dotyczyły nas samych. Magda Gessler zmieniła nasz sposób myślenia dotyczący prowadzenia restauracji. Przyjęliśmy zasadę: „ufać, ale sprawdzać”. Mamy być przyjacielscy, ale nie powinniśmy zaprzyjaźniać się z obsługą.
Jolanta Witkowska: To prawda. Pani Magda nauczyła mnie lepszych zachowań. Teraz wiem, że nie mogę się bać pracowników i potrafię z nimi rozmawiać. Kiedy Magda Gessler usłyszała, że chcieliśmy stworzyć rodzinną atmosferę, powiedziała wprost: „Jesteście idiotami”. W pracy trzeba być profesjonalnym. Nie można traktować pracowników jak swoich bliskich. Ale poza tym nie było dużych zmian. Wnętrze było podobne do tego, jak wygląda teraz. Kuchnia też była smaczna. Stali goście bardzo ją chwalili. Natomiast brakowało nam reklamy.
Magda Gessler skrytykowała Państwa kuchnię. Niesłusznie?
J.W.: Dania, których próbowała Pani Magda, były i dla nas zaskoczeniem. Ta kaszanka i pierogi to był jakiś absurd, a tartę podawaliśmy wcześniej z ciastem.
M.W.: Pani Magda nie dostała dań, które serwowaliśmy na co dzień. Chłopcy chcieli zrobić to lepiej niż zazwyczaj. Przedobrzyli i wyszła z tego katastrofa.
Jak obecnie angażujecie się Państwo w prowadzenie restauracji?
J.W.: Teraz częściej jadamy w restauracji. Zamawiając potrawy, nie mówimy, że to dla nas. Dzięki temu możemy zweryfikować czy to, co podajemy gościom, jest zgodne ze standardami.
M.Z.: W restauracji jesteśmy codziennie, najczęściej oboje. Wstajemy o 6:30, jedziemy po zakupy, a któreś z nas zawsze zostaje do końca.
Wszystkie zmiany wprowadzone przez Magdę Gessler Państwu odpowiadają?
M.Z.: Tak. Co prawda na początku żałowałem trochę wyrzucenia pizzy z menu, ponieważ zbierała coraz lepsze opinie, ale nic straconego. Może w przyszłości pomyślimy o otwarciu pizzerii.
J.W.: Ja się bardzo cieszę ze zmian, ponieważ one podniosły nam poprzeczkę. Wróciliśmy do takiej restauracji, jaką planowaliśmy prowadzić na samym początku. Z czasem zaczęliśmy rezygnować z elegancji, a pod koniec przychodzili do nas głównie studenci na pizzę i piwo. Teraz nasza kuchnia jest bardziej ambitna, a piwa sprzedajemy tak mało, że musieliśmy zrezygnować z nalewaka.
Nie żałujecie Państwo udziału w programie?
M.Z.: Nie. Co prawda program jest bardzo trudny dla uczestników - wykańcza fizycznie i psychicznie, ale warto spróbować. Polecam udział wszystkim, którzy borykają z takimi problemami, jak my. Jednak najważniejsza jest uczciwość. My nie mieliśmy nic do ukrycia, ponieważ nie oszukiwaliśmy na kuchni i nie szliśmy na skróty. W takim przypadku na miejscu restauratorów nie zastanawiałbym się ani sekundy.
J.W.: Ja również nie żałuję, ponieważ trudno o lepszą reklamę, ale do tej pory nie obejrzałam naszego odcinka. Działa to na mnie bardzo emocjonalnie i przypomina o zdarzeniach bardzo przykrych. Mam tu na myśli zachowanie obsługi. Mimo wszystko, cieszę się, że odbiór naszych „Rewolucji” jest bardzo pozytywny. Ludzie zaczepiają mnie na ulicy, nawet poza Trójmiastem i mówią, że było super.
Kiedy rozmawialiśmy tuż po emisji, odniosłam wrażenie, że udział w programie był dla Państwa traumą...
M.Z.: Tuż po nagraniu faktycznie tak było. Gotowały się we mnie najróżniejsze emocje. Dziś mam do tego inne podejście. Uważam, że warto wziąć udział w programie bo widać efekty.
J.W.: Polecając innym osobom udział w programie uprzedziłabym, żeby dobrze przygotować się na to psychicznie, choć nie wiem, czy da się uodpornić na taki stres i emocjonalną karuzelę.
Czy program jest w jakimś stopniu reżyserowany przez ekipę?
M.Z.: Nie, nie dostawaliśmy od nikogo żadnych wskazówek co do tego, jak mamy się zachowywać lub co mamy robić. Magda Gessler zaglądała do lodówek i zamrażarek, ale niczego nie znalazła, bo wcześniej także kupowaliśmy świeże produkty na bieżąco. Choć kuchenka rzeczywiście była brudna. Pani Magda doskonale wie, gdzie zajrzeć, żeby coś znaleźć.
Jak odbieracie Państwo Magdę Gessler jako osobę?
M.Z.: Wydaje mi się, że trochę za bardzo robi z siebie gwiazdę. Bardzo nie podobała mi się sytuacja, kiedy moja żona zaczęła na koniec mówić coś do Pani Magdy, a ona bez słowa odwróciła się w połowie zdania i wyszła. Tak aroganckie zachowanie nie przystoi takiej osobie. Pani Magda ma dwie twarze. Z jednej strony jest stuprocentową profesjonalistką, ale z tego ludzkiego oblicza mogłaby być milsza.
J.W.: Pani Magda musi być taka, bo ludzie lubią afery. Bez płaczu i krzyku nie oglądaliby programu. Gdyby Pani Magda nie była tak agresywna i tak stanowczo nie okazywała swojego niezadowolenia, to nie przyjęłabym do wiadomości tego, co chciała mi przekazać. Zresztą na sam koniec, kiedy poza kamerami żegnała się ze mną przed restauracją, przytuliła mnie i powiedziała: „Ja muszę być taka wredna, żebyście zrozumieli”. To było bardzo miłe doświadczenie i wtedy jeszcze bardziej dotarło do mnie to przesłanie.
Jak jest teraz pod względem ekonomicznym?
M.Z.: O wiele lepiej, z tym że cały okres mniejszej prosperity spowodował wiele problemów, które możemy sukcesywnie naprawiać dzięki większym dochodom. Oczywiście wraz ze wzrostem zysków zwiększyły się także wydatki, ale bilans tygodniowy jest na plus. Ruch jest u nas taki, jak w każdej restauracji. Poniedziałki są kiepskie, ale z każdym dniem jest coraz lepiej. Kiedy przychodzi weekend, mamy pełne obłożenie. Często o 13 goście czekają już pod drzwiami. Jak jesteśmy gotowi, to oczywiście wpuszczamy ich wcześniej. Widać wzrost sprzedaży i zainteresowania, ale teraz odwiedzają nas klienci, którzy potrafią docenić bardziej wyrafinowaną kuchnię.
J.W.: W weekendy nadal odwiedzają nas tłumy. Kiedy nie ma miejsc, ludzie się wściekają, że muszą czekać. Czasami nas to przerasta i czas oczekiwania się wydłuża, ale cały czas nas tym pracujemy i staramy się działać w określonym rytmie na pełnych obrotach.
Pod Cielakiem, ul. Dmowskiego 15, Gdańsk. Lokal czynny jest od poniedziałku do soboty od 13 do 22, a w niedziele między 13 a 20.
ZOBACZ:
Właściciel pizzerii po wizycie Gessler: "Jakby czołg po mnie przejechał, ale nie żałuję"
Restaurator o "Kuchennych Rewolucjach": "Tydzień z Gessler kosztował mnie 25 tysięcy"
Imperium Gessler od kuchni. Przeczytaj książkę >>
Zostań fanem Namonciaku na Facebooku